Chyba nie
skłamię, jeśli napiszę, że w 2017 roku zobaczyłam i przeżyłam więcej niż w
ciągu ostatnich 25 lat mojego życia. Ciężko spamiętać wszystkie momenty, ale z
pewnością był to przełomowy, słodko-gorzki rok, przepleciony łzami smutku i
radości.
Początek roku zapowiadał
się fatalnie. Pierwszy raz w życiu nie miałam ochoty ani siły, żeby wyjść z
domu na Sylwestra. Okłamywałam wszystkich znajomych, że mam już jakieś plany. A
tak naprawdę, chwilę po północy poszłam spać, zalana łzami z nadzieją, że ta
sytuacja już nigdy więcej się nie powtórzy.
Okres od stycznia
do marca był moją wewnętrzną wegetacją. Czułam się zniechęcona, znudzona i
rozczarowana. Wiele spraw nie poszło po mojej myśli i byłam przekonana, że tak
właśnie będzie wyglądał ten rok. Sporadycznie miewałam lepsze momenty, ale wszystkie
negatywne uczucia wracały jak bumerang.
Sama nie
wiedziałam czego chcę. Nie mogłam się na niczym skupić i nie miałam ochoty
absolutnie na nic. Chodziłam do pracy, którą teoretycznie lubiłam, ale każdego
dnia wychodziłam z biura z poczuciem, że mogłabym w tym czasie robić milion
ciekawszych rzeczy.
W głębi duszy
czułam, że jedyne, co może mnie uratować to zmiana… która przyszła dużo
szybciej niż mogłabym się spodziewać.
A wszystko
zaczęło się w piątek, 3 marca. Zaraz po pracy poszłam do mojej ulubionej
księgarni w Krakowie. Chodziłam między półkami w poszukiwaniu idealnej lektury
na zimową chandrę i jak to zwykle ze mną bywa, przyszłam po jedną rzecz, a
wyszłam z czymś zupełnie innym. Zamiast lektury na chłodne wieczory, kupiłam
mapę… Najzwyczajniejszą mapę świata. Do tej pory zastanawiam się, dlaczego
zwróciła moją uwagę i jak to możliwe, że tyle zmieniła w moim życiu…
Wracając do
mieszkania, pierwszy raz od dłuższego czasu, śmiałam się jak głupia. Ludzie w
tramwaju patrzyli się na mnie jak na idiotkę, ale wtedy to nie miało żadnego
znaczenia. Byłam zajęta swoimi myślami o wszystkich niesamowitych miejscach na
świecie, które zobaczę. I to nie w odległej przyszłości. Nie za 5 czy 10 lat,
ale już, teraz.
Wróciłam do
mieszkania. Powiesiłam mapę nad łóżkiem i obiecałam sobie, że zanim pójdę spać,
będę o krok bliżej do spełnienia moich marzeń. Kilkumiesięczna, samotna podróż do Azji chodziła mi po głowie od dłuższego czasu, ale zawsze odkładałam ją na później. Tym razem nie
chciałam niczego odwlekać, komplikować, nie potrzebowałam też żadnych rad ani komunikowania
całemu światu, że podjęłam decyzję.
Po prostu kupiłam
bilet w jedną stronę do Bangkoku.
Bez liczenia
zysków i strat.
Bez planu.
Bez zastanawiania
się czy to wszystko ma sens.
Życie daje czasem człowiekowi szanse, ale jeżeli jest się zbyt tchórzliwym albo niezdecydowanym, żeby z niej skorzystać, życie zaczyna od nowa rozdawać karty. Jest taki moment kiedy można coś zrobić aby zdobyć szczęście, ten moment trwa kilka dni, czasem kilka tygodni, a nawet miesięcy, ale następuje on raz i tylko raz, nie można do niego wrócić, brak już miejsca na entuzjazm, na pewność siebie i wiarę, pozostaje jedynie łagodna rezygnacja, wzajemna i pełna smutku litość, niepotrzebne a zarazem smutne uczucie, że coś mogło się zdarzyć, nie okazaliśmy się po prostu godni daru, który został nam ofiarowany.
Michel Houellebecq, Mapa i terytorium
Kiedy spoglądam
na 2017 rok, widzę niezbyt ciekawie rozpoczętą książkę, która w połowie zmieniła
tor wydarzeń o 180 stopni, nabierając zawrotnego tempa. Dzieją się w niej
rzeczy, o których główna bohaterka nawet nie śniła. Na kartach przeplatają się
beztroskie momenty na tajskich wyspach, niezapomniane zachody słońca w Laosie, rejsy
statkiem po Halong Bay i inspirujące spotkania. Ale żeby nie było zbyt pięknie,
pojawiają się też momenty kryzysowe, wizyty w szpitalu i groźny wypadek, które mimo
iż nie należą do miłych doświadczeń, wnoszą do jej życia więcej niż mogłoby jej
się wydawać.
***
Długo
zastanawiałam się nad tym, jak podsumować wszystkie karty zapisane w 2017 roku i
zainspirowana wpisem Alexandry Franzen postanowiłam szczerze odpowiedzieć na
kilka pytań.
Jakie momenty
tego roku sprawiły mi najwięcej radości?
Wypad do Pragi z
moją bratanicą.
Ukończenie wizażu
i stylizacji w Artystycznej Alternatywie.
Wakacje z Natalią
w Bieszczadach.
Otrzymanie wizy
do Australii.
Podziwianie
Halong Bay z nielegalnego punktu widokowego, na którym byłam jedną turystką.
Widok Ban Gioc –
największego wodospadu w Wietnamie i czwartego największego wodospadu na
świecie.
Bieganie boso pomiędzy
polami ryżowymi.
Podziwianie
wschodów i zachodów słońca z Danielem w Vang Vieng.
Z czego jestem
dumna?
Jestem dumna z
tego, że żyję życiem, o jakim marzyłam od dawna.
Z tego, że żyję w
zgodzie ze sobą i swoim sumieniem.
Z tego, że mimo
wielu kryzysowych momentów nie spakowałam plecaka i nie wróciłam do Polski.
Z tego, że o
mojej podróży napisały czasopismo Poznaj Świat i Słowo Podlasia.
Z mojej pracy dyplomowej w Artystycznej Alternatywie.
Czego chcę robić
więcej?
W tym roku
chciałabym tworzyć jeszcze więcej zdjęć. Odkryłam, że sprawia mi to ogromną
frajdę i mam nadzieję, że w tym roku uda mi się wnieść moje fotografie na
wyższy poziom.
Pragnę więcej
czasu poświęcić na modlitwę i medytację.
Chciałabym też
wrócić do regularnej aktywności fizycznej, którą trochę zaniedbałam w podróży i
wykonywać ćwiczenia co najmniej 3 razy w tygodniu.
Czego mam dosyć?
Mam dosyć
bylejakości na wszystkich płaszczyznach życia. Bylejakości w relacjach
międzyludzkich, bylejakości w podróżowaniu, bylejakości w przeżywaniu, bylejakości
w miłości, bylejakości w wierze, bylejakości w stosunku do jedzenia i ubrań.
Mam dosyć ludzi,
którzy narzekają na swoją pracę, partnera, mieszkanie, ale nie robią nic, co
mogłoby zmienić ich obecną sytuację.
Mam dosyć mężczyzn,
którzy są nijacy. Mam dosyć mężczyzn, którzy nie wiedzą czego chcą, nie mają żadnych życiowych marzeń ani celów.
Co chciałabym
zmienić?
Chciałabym być
bardziej cierpliwa. Z większą pokorą przyjmować fakt, że w życiu trzeba czekać
i na wszystko przychodzi czas. Na radość i na smutek, zdrowie i chorobę, pracę
i odpoczynek, szaleństwo i nudę, porażki i wygraną.
Jakie mam plany
na kolejny rok?
Po prostu być
szczęśliwą.
A jak Wam minął 2017
rok? Jakie były Wasze najpiękniejsze momenty? I co planujecie na ten rok?
Zachęcam Was do spisania odpowiedzi na pytania, to naprawdę przyjemny rytuał, który
pozwala zatrzymać się na chwilę, zamknąć pewien etap, zastanowić się nad sobą,
nad tym co sprawia nam radość i daje satysfakcję. Jeśli macie ochotę, zróbcie
to w komentarzach, z przyjemnością przeczytam.
Brak komentarzy