Nocowanie na Saharze – największej gorącej pustyni świata od zawsze było moim podróżniczym marzeniem. Bezkres złotego piasku, niebo usłane migoczącymi gwiazdami i cisza, w której słychać tylko szelest wiatru i słów. Tak od zawsze wyobrażałam tę noc.
Moje marzenia stały się rzeczywistością z momentem kupienia lotów do Maroko. Od samego początku wizyta w Marakeszu i na pustyni Merzouga były punktem obowiązkowym. Kiedy okazało się, że Marakesz nie specjalnie przypadł nam do gustu, po 2 dniach odpoczynku w riadzie, zdecydowaliśmy się wyruszyć na pustynię.
Nasi znajomi są ogromnymi fanami Maroko i wielokrotnie polecali nam glamping (czyli ekskluzywne biwakowanie;) na Saharze. Ze wszystkich, które przetestowali najbardziej podobał im się Desert Luxury Camp, dlatego zdaliśmy się na ich opinię.
Droga z Marakeszu na pustynię Merzouga to ok. 9-10h jazdy autem. Przez chwilę zastanawialiśmy się nad zorganizowanym transportem, ale jako że cenimy sobie niezależność, zdecydowaliśmy się na wypożyczenie auta. Droga jest zdecydowanie długa, miejscami wyboista i bardzo niebezpieczna, więc podzieliliśmy ją na 2 etapy z przystankiem w Ouarzazate. Trasa prowadzi przez imponujące góry Atlas i niewielkie miasteczka, z których większość wyglądała na opustoszałe.
Do naszego hotelu w Ourzazate przyjechaliśmy dość późno, więc odpuściliśmy zwiedzanie okolicy i skusiliśmy się jedynie na marokańskie tagine w pobliskiej restauracji. Następnego dnia wyruszyliśmy prosto do Desert Luxury Camp. Kilka kilometrów przed bazą Desert Luxury Camp czekał na nas kierowca, który eskortował nas na parking, gdzie zostawiliśmy auto i wyruszyliśmy na pustynną przygodę jeepem. Podróż wgłąb pustyni trwała ok. 20min i była naprawdę świetnym przeżyciem. Ale to co zobaczyliśmy po dotarciu do miejsca glampingu przeszło nasze najśmielsze oczekiwania! Desert Luxury Camp wyglądał idyllicznie i nie mogę wyjść z podziwu, że ktoś pośrodku niczego stworzył tak niesamowite miejsce.
Mnóstwo miejsca na odpoczynek - stoliki oraz poduszki przygotowane na przerwę z tradycyjną miętową herbatką, ognisko na berberyjską kolację oraz basen na chwilę wytchnienia w upalnych godzinach.
Na polu znajduje się 16 namiotów, każdy nazwany znakiem zodiaku albo planetą, nam przydzielono Skorpion. Ku mojemu zaskoczeniu namiot był bardzo przestronny, miał osobną toaletę i łazienkę z ciepłą wodą. Do tego piękne wykończenie, wygodne poduszki i pustynne dekoracje.
Niektórzy bardzo szybko znaleźli swoje ulubione miejsce :)
Jak tylko ulokowaliśmy się w namiocie zaproszono nas na marokańską herbatę i poczęstunek z owocami i ciastkami. Następnie wyruszyliśmy na wycieczkę na wielbłądach, żeby podziwiać zachód słońca. Była to moja pierwsza taka przejażdżka i sama nie wiem co sądzić o tym doświadczeniu i na ile jest ono etyczne. Podejrzewam, że nie zdecyduje się na taką wyprawę w przyszłości.
Po powrocie do Desert Luxury Camp czekała na nas tradycyjna marokańska kolacja, która początkowo miała być na zewnątrz, ale ze względu na deszcz przeniesiono ją do środka największego namiotu. Było bardzo smacznie i klimatycznie. Zaserwowano nam na chleb pita z różnymi sosami, popisowe tagine oraz owocowy deser. Wszystko odbyło się przy dźwiękach berberyjskiej muzyki. Na koniec zostaliśmy zaproszeni do wspólnego grania i tańczenia. Nie mam żadnych zdjęć, ale musicie mi uwierzyć na słowo, że wybawiłam się za wszystkie czasy!
Po jakiś 2h zerwała się ogromna burza i poproszono nas o przemieszczenie się do naszego namiotu i szczelne zamknięcie wejścia. Wiatr był tak silny, że myślałam że zerwie nam z powierzchni i przeniesie o setki kilometrów. Nie mówiąc już o grzmotach i błyskach, które rozświetlały cały glamping. Burza ustała około 1 w nocy, ale z wrażenia nie mogłam zasnąć aż do 4…
Nad ranem wyruszyliśmy na spacer po wydmach i podziwialiśmy powoli wynurzające się słońce, które niespiesznie rozświetliło połacie ogniście-pomarańczowego piasku.
Przy takich okolicznościach nie trzeba być wybitnym fotografem - zdjęcia robiły się same i są zdecydowanie moimi ulubionymi ujęciami z 2019 roku.
Wędrówkę zakończyliśmy obfitym śniadaniem w Desert Luxury Camp i rozmowami z pracownikami glampingu. Ostatnie godziny na Saharze spędziliśmy na odpoczynku, piciu miętowej herbaty i robieniu pamiątkowych zdjęć ;)
Ile to kosztuje?
Wypożyczenie auta: 40 euro na 3 dni (plus zaliczka, nie pamiętam dokładnie ile wynosi, ale okazało się, że żadna z naszych kart nie była akceptowana, więc musieliśmy zapłacić dodatkowe 53 euro bezzwrotnej zaliczki.)
Paliwo: 160 euro za całą podróż
Tip - Warto mieć ze sobą gotówkę, bo nie wszystkie stacje benzynowe przyjmowały karty płatnicze.
Hotel w Ouarzazate: zatrzymaliśmy się w hotelu Rose Valley, koszt to ok. 25 euro za noc ze śniadaniem. Pewnie można znaleźć coś tańszego, ale zarezerwowaliśmy ten nocleg na ostatnią chwilę i nie mieliśmy większego wyboru.
Desert Luxury Camp: ok. 250 euro/ dobę z wyżywieniem, przejażdżką jeepem i wielbłądem. Ceny mogą się różnić się w zależności od sezonu.
***
Ta pustynna przygoda to spełnieniem moich najskrytszych marzeń i uważam, że była warta swojej ceny. Pewnie nie prędko wrócę na Saharę, więc chociaż raz w życiu warto czegoś takiego doświadczyć :)
Czy ktoś z Was miał okazję przeżyć pustynne safari na Saharze? Jakie miejsce wybraliście i co podobało Wam się najbardziej ?
Brak komentarzy