Zapraszam na
kolejne podsumowanie 2017 roku. Obiecuję, że to już ostatnie! ;) Tym razem
trochę krótsze, bo skupiłam się wyłącznie na sytuacjach, które wymagały ode
mnie sporej odwagi, wyjścia poza strefę komfortu i które nie zawsze były do
końca legalne…
1. Rzucenie pracy w korporacji
Najbardziej
odważna decyzja, którą podjęłam w 2017 roku. Od niej wszystko się zaczęło i
póki co, mogę powiedzieć, że była to najlepsza rzecz, jaką zrobiłam w drodze do
realizacji moich marzeń.
Więcej na ten
temat przeczytacie w tym wpisie.
2. Kupienie biletu w jedną stronę do
Bangkoku
Impuls, bardzo
spontaniczna i zupełnie nieprzemyślana decyzja, która zaprowadziła mnie w
miejsce, gdzie rozkwitła moja miłość do Azji 3 lata temu. O tym, jak to się
wydarzyło opowiadałam tutaj.
3. Kurs nurkowania na Koh Tao w
Tajlandii
Kurs nurkowania
był moim ogromnym marzeniem, ale okazało się, że zupełnie mnie przerósł.
Najpierw obawiałam się, że nie będę w stanie go zrobić ze względu na moje
problemy z kręgosłupem, później pojawił się kolejny problem. Kiedy po części
teoretycznej wypłynęliśmy na głęboką wodę i patrzyłam na ciemną otchłań oceanu,
byłam przerażona. Za namową instruktora spróbowałam zejść pod wodę trzy razy,
ale każde podejście kończyło się szybkim wypłynięciem na powierzchnię.
Nigdy nie przypuszczałam, że będzie to tak
trudne doświadczenie, w szczególności, że nie mam lęku przed wodą. Albo
przynajmniej tak mi się wydawało.
4. Spędzenie nocy na punkcie widokowym
w Vang Vieng w Laosie
Na ten pomysł
wpadł Daniel, którego poznałam w dniu moich urodzin w Vang Vieng. Wspólnie z
jego znajomymi, mieliśmy zobaczyć wschód słońca z punktu widokowego Phangern.
Niestety przez kolejne dni albo nie dopisywała nam pogoda, albo budziliśmy się
kilka godzin po wschodzie słońca. Tylko raz udało nam się wstać przed piątą i
mimo ogromnej ulewy, jako jedyni, zadecydowaliśmy, że jedziemy.
Droga była
strasznie wyboista i śliska. Padało jak z cebra i nie widzieliśmy absolutnie
nic. Po jakiejś godzinie, z mniejszymi i większymi przygodami, dojechaliśmy do
miejsca, z którego czekała nas intensywna wspinaczka na szczyt. Wszystko szło
dobrze, dopóki w połowie trasy, nie wywróciłam się prosto w ogromną, błotną
kałużę. Jeśli oglądaliście moje InstaStory to pewnie pamiętacie jak pięknie
wtedy wyglądałam. 😉
Tego samego dnia,
jakbyśmy mieli mało wrażeń, pojechaliśmy na zachód słońca na kolejny punkt
widokowy z zamiarem, że zostaniemy tam na noc. Oczywiście nielegalnie...
Ochroniarz przy wejściu był nieco zdziwiony, kiedy zobaczył mnie stojącą ze
śpiworem, a Daniela z moskitierą i hamakiem, ale na szczęście sprzedał nam
bilety wstępu, o nic nie pytając.
Widok, który
zobaczyliśmy na szczycie, był warty wszelkich poświęceń. A noc pod milionem
gwiazd i budzenie się przy pierwszych promieniach wschodzącego słońca było
cudownym przeżyciem, którego nie zapomnę do końca życia.
5. Wypożyczenie skutera w Hanoi
Doprawdy nie
wiem, co mnie podkusiło, żeby to zrobić… W ostatnim wpisie wspominałam, jak
szalone jest Hanoi, a kilka dni później uznałam, że znam to miasto na tyle
dobrze, żeby poruszać się po nim skuterem. Głupia ja! Nawet nie pytajcie, ile
razy się tego dnia nastresowałam, napociłam, a ile razy widziałam śmierć przed
oczyma. To była istna masakra! Przejeżdżanie na czerwonym świetle, wyprzedzanie
z prawej, z lewej strony, trąbienie, jazda pod prąd.
Do tej pory
zastanawiam się jak przeżyłam ten dzień w cywilizacyjnej dżungli. I obiecuję,
że był to pierwszy i ostatni raz.
6. Ha Giang motobike extreme loop
Trasa, którą
niemal przypłaciłam życiem. Jedne z najcięższych dni w Wietnamie, ale zarazem
piękne, pełne autentyczności i niezapomnianych widoków. Postaram się
niedługo napisać obszerniejszy wpis o całej trasie i moich przeżyciach.
7. Jazda autostopem w Wietnamie
8. Wejście na szczyt w Monkey Island w
Birkesntockach
Sytuacja nieco
komiczna, ale wierzcie mi, że tego dnia, wcale nie było mi do śmiechu. Otóż,
przebywając na Cat Ba Island, postanowiłam wykupić wycieczkę w lokalnym biurze
podróży. W programie był rejs po okolicznych wysepkach, kajaki i kilka innych
atrakcji. Uznałam, że pewnie większość czasu będziemy spędzać na promie lub na
plażach, więc ubrałam klapki Birkenstock.
Ku mojemu
zdziwieniu, już na pierwszym postoju, czekała nas wspinaczka na szczyt Monkey
Island. Jak się pewnie domyślacie, wchodzenie po śliskich i stromych skałach w
klapkach, było fatalnym pomysłem, a jeszcze gorszym okazało się schodzenie z
nich. Na szczęście, tym razem miałam sporo szczęścia i obyło się bez
upadków.
9. Nielegalne wejście na punkt widokowy
na Halong Bay
Ta historia
zdecydowanie zasługuje na osobny wpis. Stay tuned!
Jeśli macie ochotę, podzielcie się w komentarzach Waszymi szalonymi doświadczeniami z minionego roku. Bardzo chętnie o nich przeczytam ;)
Brak komentarzy