W dzisiejszym wpisie postanowiłam wrócić na
chwilę do miejsc, które udało mi się zobaczyć w poprzednim roku, aby przeżyć na nowo
niektóre momenty i powspominać osoby, które były częścią moich podróży.
2016 rok był dla mnie wyjątkowo obfity pod
względem podróżowania. Pomimo pracy na pełen etat i zaledwie 20 dni urlopu,
udało mi zwiedzić 13 miast w 5 krajach, co uznaję za całkiem ładny wynik ;) Optymistycznie
liczę na to, że 2017 przyniesie jeszcze więcej niezapomnianych wrażeń. W mojej
głowie już tworzę scenariusze kolejnych wypraw, ale gdzie tym razem mnie
poniesie, to przekonacie się już niedługo.
Póki co zapraszam na krótkie podsumowanie ubiegłego
roku.
Budapeszt
Pod koniec stycznia wyrwaliśmy się na kilka
dni z Krakowa, aby odpocząć trochę od korporacyjnych biurek i pospacerować klimatycznymi
uliczkami Budapesztu. Co prawda, niezbyt fajna pogoda i moje przeziębienie, trochę dawały się we znaki, ale ostatecznie udało nam się zobaczyć największe
atrakcje i popróbować kilku węgierskich specjałów.
Mimo, że w Budapeszcie byłam już dwa razy to
dalej czuję straszny niedosyt tego miejsca i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś tam wrócę.
Marcowy wypad na Teneryfkę to zdecydowanie
najpiękniejsza podróż w 2016 roku! Nie przypuszczałam, że to miejsce tak bardzo
mnie zachwyci, a po zaledwie tygodniu uznałam, że mogę tam zostać już na
zawsze. Cudowne plaże, góry, tereny zielone, pustynie, wulkan no i temperatura
ok. 20°C przez cały rok. Czego chcieć więcej? :)
Obszerniejszą relacje z tej podróży znajdziecie w moich poprzednich wpisach.
W czerwcu razem z moją koleżanką wybrałyśmy
się na długo wyczekiwany trip do Londynu. Poza włóczeniem się po Notting Hill, leżakowaniem
w Hyde Parku, cykaniem fotek przy Piccadilly Circus i buszowaniu w Primarku,
wzbogaciłyśmy nasz wyjazd o kilka dodatkowych wspomnień. Mój numer jeden to zgubienie
się na Vitoria Station, jeszcze przed dotarciem do mieszkania kolegi, u którego
miałyśmy nocować. Nie pytajcie mnie jak to zrobiłyśmy i ile zajęło nam
odnalezienie, ale chyba całą wieczność.
Po tej sytuacji, uznałam że wyczerpałyśmy już
limit londyńskich niespodzianek, ale nic bardziej mylnego… W drodze na
lotnisko, uświadomiłyśmy sobie, że nie uwzględniłyśmy gigantycznych, londyńskich
korków i wszystko wskazywało na to, że przegapimy nasz lot do Poznania. Już miałam przed oczami noc spędzoną na
lotnisku lub wydanie miliona monet na nowy bilet.
Jednak na chwilę przed
odlotem, Kasia dostała powiadomienie, że nasz lot jest opóźniony! Do tej pory
nie wiem jakim cudem, ale zdążyłyśmy! #calezycienafarcie
Tym razem moja wizyta w Paryżu miała charakter
służbowy, przez co miałam trochę mniej czasu na zwiedzanie, ale za to więcej
okazji, by poznać kulisy paryskiego życia. Może to głupio zabrzmi, ale przez te
2 tygodnie, naprawdę poczułam się jak Paryżanka. Mieszkałam w pięknym
apartamentowcu na ulicy Bonaparte, w jednej z najbardziej luksusowych dzielnic
Paryża, Saint-Germain-des-Prés. Każdego ranka w drodze do pracy, obserwowałam budzący
się do życia Paryż, a po kilku łykach espresso, wsiadałam do metra w kierunku La
Défense. Po pracy spotykałam się zazwyczaj z koleżanką i spacerowałyśmy beztrosko
uliczkami Paryża, degustowałyśmy wina w tutejszych restauracjach i jadłyśmy
nieprzyzwoite ilości serów, croissantów i pain au chocolat. Poza pracą i
zwiedzaniem, udało mi się również odwiedzić moją rodzinę, która mieszka pod
Paryżem oraz wykonać 2 sesje na bloga.
Muszę przyznać, że Paryż jest jednym z moich
ulubionych europejskich miast. Kocham paryską architekturę, kuchnię, ten
niepowtarzalny klimat i wszechobecną modę. Pewnie gdyby nie względy
bezpieczeństwa i mój marny francuski, przeprowadziłabym się tam jeszcze dziś.
Ale póki co, pozostaje mi czekać na kolejną wizytę w
mieście miłości i wierzę, że nastąpi to jeszcze w tym roku! <3
Wakacje na Sycylii były idealnym pocieszeniem
na jesienną aurę w Polsce. Polecieliśmy tam bez konkretnego planu na
zwiedzanie i może właśnie dlatego, tak szybko wczuliśmy się w tamtejszy klimat.
Na Sycylii pośpiech nie jest mile widziany. Czas płynie w zwolnionym tempie, a życie mieszkańców podporządkowane jest magicznemu słowu sjesta. W ciągu dnia, miasta sprawiają wrażenie wymarłych, ale tuż po zmroku zaczynają tętnić życiem.
To tyle ode mnie, teraz Wasza kolej! Dajcie znać jak wyglądały Wasze podróże w 2016 roku oraz czy macie już podróżnicze plany na ten rok. :)
Brak komentarzy