Marokańskie riady to dawne, tradycyjne domy, należące do zamożnych obywateli. Samo słowo “riad” oznacza po arabsku ogród. Nic więc dziwnego, że charakteryzuje je bogata roślinność, ozdobne dziedzińce oraz fontanny. Niezwykła cisza i bajkowa architektura budynku od razu skradły moje serce.
Riady są zazwyczaj odseparowane od tłocznych ulic, co jest ogromnym atutem, szczególnie w tak gwarnym miejscu jak Marakesz. Estetyka, którą mogłam podziwiać idealnie wpasowała się w moje gusta - ręcznie malowane mozaiki, elementy bieli, złota oraz mosiądzu. Wysokość kolumn oraz masywne drewniane wykończenia nadawały majestatyczności. Całość tonęła w soczystych kwiatach i drzewach, a cisza wędrująca wokół niewielkiego basenu była jeszcze bardziej namacalna.
Byliśmy zachwyceni gościnnością i zapachami, które unosiły się wewnątrz riadu. Pracownicy byli mili, uśmiechnięci i chętni do pomocy. Często zapraszali nas na miętową herbatę i pogawędki ;) Poranki rozpoczynaliśmy od śniadania serwowanego na tarasie, do tej pory pamiętam ten zapach świeżych croissantów i pomarańczowej konfitury <3
Ostatniego dnia naszego pobytu pozwoliliśmy sobie na tradycyjną marokańską ucztę, której daniem głównym był tażin (tagine). Tażin to w ogromnym uproszczeniu marokański gulasz, który tradycyjnie dusi się w specjalnym glinianym naczyniu z wąską, stożkowatą pokrywą. Takie gotowanie pod przykryciem zatrzymuje i potęguje aromaty. My spróbowaliśmy wersji wegetariańskiej przyprawionej o cynamon, imbir, szafran i świeżą kolendrę. Był to zdecydowanie najlepszy tażin, jaki jedliśmy w Maroko.
Nie da się ukryć, że w szaleństwie Marakeszu, riady są niczym oazy na pustyni, dające tak potrzebne chwile wytchnienia. Spędzając tutaj wieczory ani przez chwilę nie opuszczało mnie przyjemne poczucie komfortu i bezpieczeństwa.
Riad, w którym się zatrzymaliśmy to De La Belle Epoque.
Więcej noclegów w Marakeszu znajdziecie pod tym linkiem.
Brak komentarzy