Przylatujesz do
kraju, który ponoć jest krainą mlekiem i miodem płynącą. Już po pierwszym
tygodniu orientujesz się jednak, że wcale nie jest tak kolorowo. Uczuciowy
rollercoaster to pojęcie, które doskonale odzwierciedla twój stan ducha.
Z jednej strony
cieszysz się jak dziecko, bo odkrywasz miejsca, które od zawsze chciałaś
zobaczyć. Z drugiej strony jesteś przytłoczona nową rzeczywistością,
poszukiwaniem pracy i mieszkania. Pierwszy raz w życiu spotykasz się ze ścianą i nie możesz znaleźć
pracy. Twoje oszczędności topią się w
tempie ekspresowym. Nie pomaga też ośmiogodzinna różnica czasu, przez którą nie
możesz porozmawiać ze swoimi bliskimi, kiedy akurat tego potrzebujesz.
Zamiast zwiedzać
miasta, które do tej pory były tylko w zasięgu twojej wyobraźni, załatwiasz
formalności związane z numerem telefonu, kontem bankowym, numerem podatkowym. Wysyłasz
dziesiątki CV dziennie. Bez żadnego rezultatu. Postanawiasz pójść o krok dalej.
Drukujesz CV i roznosisz je po wszystkich hotelach, kawiarniach i
restauracjach. W większości miejsc odsyłają cię z kwitkiem tłumacząc, że nie
poszukują pracowników, bo jest zima albo że zatrudniają tylko Australijczyków.
Od niektórych
znajomych słyszysz, że przez całą tą Australię, zamiast iść do przodu, tylko
się cofasz, tracisz czas i pieniądze. Powoli tracisz też poczucie własnej
wartości.
Wolisz nie myśleć
jakby wyglądała twoja sytuacja, gdyby nie australijska rodzina w Brisbane,
którą poznajesz przez stronę Workaway, będąc jeszcze w Polsce. Nicola i jej
dzieci pomagają ci przezwyciężyć emigracyjny kryzys. Spędzacie wspólnie czas,
gotujecie, zwiedzacie Brisbane, uczycie się na przemian polskiego i
angielskiego. Jest naprawdę przyjemnie.
Po tygodniu
dostajesz pierwszy telefon. Masz stawić się o 14 w restauracji na William
Street. Jesteś podekscytowana, wreszcie coś zaczyna się dziać. Ubierasz
najładniejsze ubrania, jakie przytaszczyłaś z Polski, podciągasz oko
eyelinerem, a usta różaną pomadką, uśmiechasz się od ucha do ucha. Po chwili
uświadamiasz sobie, że wskazany adres znajduje się w Melbourne, oddalonego od
Brisbane o 2 godziny lotu. Dzwonisz do menadżera i przepraszasz, że nie potrafisz
czytać ogłoszeń ze zrozumieniem. I kiedy
myślisz, że jesteś skreślona już na wstępie, pada pytanie czy chcesz się
przeprowadzić do Melbourne. Bez zastanowienia odpowiadasz: „Why not?”, chociaż
w twojej głowie aż roi się od wątpliwości.
Kilka dni później
lądujesz w nowym mieście. Jest zima, temperatura wynosi ok. 10 stopni, a ty
stoisz na lotnisku w szortach i koszulce, bo przecież miałaś mieszkać w
słonecznym Brisbane.
Znów coś nie
poszło po twojej myśli.
Znów zaczynasz wszystko od nowa.
Znów nic nie wiesz.
Zastanawiasz się czy podjęłaś dobrą decyzję. I mimo, że nie znasz odpowiedzi to
intuicja podpowiada ci, że wszystko w życiu dzieje się po coś.
Brak komentarzy